środa, 4 stycznia 2017

Dlaczego bł. Ks. Stefan Wincenty Frelichowski? - Bo to wszystko przez "ZET-HAP"

Kiedy w IV klasie szkoły podstawowej wstępowałam do harcerstwa, nie myślałam, że  kilkanaście lat później wstąpię do Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek od Pokuty i Miłości Chrześcijańskiej. Wstępując do Zgromadzenia, wcale nie myślałam, że będę "s. Wincentą". Co więc sprawiło, że kapłan niosący pomoc umierającym i chorym w obozie koncentracyjnym w Dachau (sam umiera w 1945 roku zarażony tyfusem), został moim patronem? O tym słów kilka.
Postać ks.Stefana Wincentego Frelichowskiego poznawaliśmy już jako "młodzi harcerze", jednak dla mnie pojawiło się zbyt wiele imion i nazwisk bohaterów czy patronów harcerskich, a Wicek był postacią, która zeszła u mnie na dalszy plan. Wiedziałam, kiedy się urodził i kiedy zmarł i to mi wystarczyło. Na szczęście w odpowiednim czasie "upomniał się o trochę więcej uwagi z mojej strony. Oczywiście nie wepchnął się od razu z butami:)."Poznawaliśmy się" powoli:). Teraz widzę, że im intensywniej myślałam o klasztorze, tym częściej w tematach harcerskich pojawiał się bł. ks. Wincenty- chociaż wtedy tego ze sobą nie łączyłam. Przez zbiórki, biwaki czy rajdy harcerskie bardziej poznawałam Wicka. Kiedy dwa lata temu przekroczyłam progi zakonu, w mojej głowie było zupełnie inne imię, ale szybko okazało się, że jest już "zajęte," wiec odpuściłam na jakiś czas szukanie nowego imienia. Parę tygodni później rozwmawiałyśmy z moimi siostrami semestralnymi o imionach. Ku mojemu zdziwieniu z pewnością w głosie powiedziałam"Wiecie co? Ja będę Wincenta". Siostry zareagowały tak, jakby to było oczywiste (widocznie dużo mówiłam o Wicku ;p), ale ja wcale przekonana nie byłam...

No bo jak to brzmi ....WINCENTA... tak jakoś staromodnie? Zostawiłam to na jakiś czas. Przed obłóczynami podawałyśmy propozycje imion. Na mojej liście jako pierwsze widniało "Wincenta" i dwie inne propozycje. Wtedy miałam nadzieję na te "dwie inne" propozycje, ale Wincenty nie odpuszczał;) Im mniej czasu zostawało do obłóczyn, tym bardziej czułam, że chcę być Winncentą... i bałam się, że nią nie będę.  Kiedy dowiadywałyśmy się o swoich imionach, Siostra Prowincjalna zrobiła przy mnie pauzę i już byłam pewna, że Wincentą nie zostanę. Na szczęście usłyszałam, że moje nowe imię to s. Maria Wincenta!


Wtedy chyba kamień spadł mi z serca:). Potwierdzeniem na to, że tak miało być było dla mnie to, że ceremonii obłóczyn przewodniczył Ek. ks. bp. Józef Szamocki - bp pomocniczy diecezji toruńskiej, który brał udział w beatyfikacji ks. Frelichowskiego. Pierwszym "prezentem" w tym dniu, który tuż po Mszy Świętej otrzymałyśmy od ks. biskupa był... Pamiętnik Wicka! Od samego początku Patron pokazuje mi, że jest ze mną:)  Dzisiaj nie wyobrażam sobie, że mogłabym nie być Wincentą. 
Nie ważne czy moje imię brzmi staromodnie, czy nie. Ważne kto za tym imieniem stoi. Czego mogę sie uczyć od mojego patron? Bycia blisko potrzebujących, przyjmowania wszystkiego jako woli Bożej, bycia radosną nawet w najtrudniejszych momentach. Ale przede wszystkim mogę się uczyć zawierzenia Bogu wszystkiego. Czy mi się to udaje? - Nie zawsze. Ale wierzę, że bł. ks. Stefan Wincenty Frelichowski będzie mnie prowadził tą Bożą drogą...po harcersku :) 
                                                                                                                                                                        Czuwaj! s. Wincenta

Zachęcam do zapoznania się z krótkim życiorysem bł.Stefana Wincentego Frelichowskiego.
Po ukończeniu czterech klas szkoły powszechnej wstąpił do ośmioklasowego męskiego Pelplińskiego Gimnazjum Humanistycznego w Chełmży. Na terenie gimnazjum działało kilka organizacji młodzieżowych, w tym Sodalicja Mariańska i harcerstwo, do których Frelichowski wstępuje w 1927 roku. W czarwcu 1931 roku w Chełmży zdał maturę, a jesienią wstąpił do Seminarium Duchownego w Pelplinie. W seminarium prowadził ożywioną działalność w różnych organizacjach i kołach seminaryjnych: w ruchu abstynenckim, w akcji misyjnej i charytatywnej diecezjalnej Caritas. Był członkiem kręgu kleryckiego działającego w ramach Starszoharcerskiego Zrzeszenia Kleryków ZHP. Sprawował opiekę nad drużynami harcerskimi działającymi w Pelplinie. 14 marca 1937 przyjął święcenia kapłańskie w katedrze pelplińskiej.
 Najpierw pełnił obowiązki sekretarza i kapelana biskupiego, a od 1 lipca 1938 wikariusza parafii pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Toruniu. Dał się poznać jako wzorowy kapłan, opiekun chorych, przyjaciel dzieci i młodzieży, organizator prasy kościelnej i działacz misyjny. 11 września 1939 wraz z wszystkimi księżmi ze swojej parafii został aresztowany przez Gestapo. Następnego dnia niemal wszystkich zwolniono. Jedynie ks. S. W. Frelichowski pozostał uwięziony o jeden dzień dłużej. Prawdopodobną przyczyną tego była jego przedwojenna działalność w harcerstwie i silny wpływ na młodzież. Kilka dni później- 18 października 1939, wśród około 700 zatrzymanych osób, znalazł się także ks. S. W. Frelichowski. Uwięzionych osadzono w Forcie VII. 8 stycznia 1940 wraz z grupą ponad 200 więźniów został przewieziony do obozu przejściowego ,a po kilku dniach trafił do znajdującego się w stadium organizacji obozu koncentracyjnego w Stutthofie.Duchowni należeli tam do najbardziej gnębionych grup.W połowie grudnia 1940 wszystkich księży z Sachsenhausen  wywieziono do obozu w Dachau, które stanowiło główne skupisko duchowieństwa z całej Europy, szczególnie z Polski. Pomimo ekstremalnych warunków ksiądz Frelichowski pełnił nadal posługę kapłańską. Organizował wspólne modlitwy, spowiadał, sprawował potajemnie Msze Święte i rozdzielał Komunię. Błogosławiony ks. Stefan Wincenty był zawsze człowiekiem bardzo radosnym. Nawet w straszliwych warunkach obozowych potrafił napisać wiersz "Radosnym Panie". Na przełomie 1944 i 1945 w obozie wybuchła epidemia tyfusu Ks. S. W. Frelichowski zaangażował się w pomoc chorym, Udało mu się także zachęcić do tego 32 innych kapłanów. Podczas udzielania tej dobrowolnej pomocy chorym współwięźniom sam zaraził się tyfusem plamistym, który w połączeniu z zapaleniem płuc doprowadził w dniu 23 lutego 1945 do jego śmierci. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz