wtorek, 20 marca 2018

Świadectwa po Ekstremalnej Drodze Krzyżowej



s. Aniela: Tegoroczna EDK była dla mnie naprawdę ekstremalna. Wraz z s. Joachimą ruszyłam trasą św. Franciszka. Warunki pogodowe były bardzo trudne- mróz mocno dawał się nam we znaki, a silnie wiejący wiatr wcale nam nie pomagał. Momentami miałam wrażenie, ze odpadną mi palce u rąk (a miałam 2 pary rękawic). Nasza trasa w znacznym stopni przebiegała przez tereny ponawałnicowe- brak drzew powodował, że nie było możliwości uchronić się przed wiatrem. W poprzednich dniach przez te tereny przejeżdżały ciężkie maszyny, które w błotnistej drodze utworzyły gigantyczne koleiny, które w mrozie zamarzły - wielu ludzi o nie się potykało, w butelkach z napojami miałyśmy lód i jedzenie też nam przymroziło- ale to nie zniechęcało nas do pójścia dalej. Ostatnie 10 km było dla mnie wyczerpujące- moje siły słabły, nogi bolały, a na dodatek zaczęła mi się psuć czołówka. Pan Bóg zatroszczył się o to, gdy już zupełnie mi wysiadła zaczęło świtać. Trafiłyśmy na przepiękny wschód słońca nad jeziorem. Resztką sił dopięłyśmy celu i klękając przed Najświętszym Sakramentem we Wielu dziękowałyśmy naszemu Panu. Za wszystko. 
W tym doświadczeniu bądź uwielbiony Panie.



S. Serafina: Tegoroczna EDK była moją trzecią w jakiej brałam udział i najdłuższą wybrałam trasę św. Rity. Dlaczego ta trasa? Lubię wyzwania i chcę przekraczać siebie, a zaczęło się już od 7 km. To był pierwszy moment, w którym zaczęłam odczuwać silny ból na stopach. Kolejne kroki to było coraz większe cierpnie- krok i ból, krok i ból.. Kiedy zorientowałam się, że zbyt mocno koncentruję się na swoim bólu i użalam się nad sobą a przy tym w ogóle nie myślę o stacjach drogi krzyżowej, to powiedziałam dosyć! Zaczęłam swoje cierpienie ofiarowywać Jezusowi w konkretnych intencjach, aby przyniosły one pożytek tym ludziom.którzy naprawdę potrzebują modlitwy. Przed XII stacją nastąpiło "złamanie mnie"- płakałam. Ujrzałam siebie jako totalną egoistkę zamknięta w swoim świecie i pytanie Jezusa: a gdzie ja jestem w tym wszystkim? Jezus idąc drogą krzyżową nie wycofał się ze swojej miłości do mnie, nie powiedział, że nie bierze tego krzyża.
Dziękuje Ci Panie, że nie uciekłam z tej EDK, pomimo pokusy zadzwonienia po samochód, tylko szłam do końca. To Ty dajesz siłę i odwagę, aby przekroczyć siebie i swój wygodny świat. Prowadź mnie w tym, abym na co dzień umiała z niego wychodzić, aby spotkać się z Tobą, Jezu.
s. Marika: Wszystko w tym roku wskazywało, że nie pójdę na EDK. Naprawdę Bóg ma swoje drogi:
"Moje drogi nie są waszymi drogami" i lubi niespodzianki. Na Mszy Świętej, przed wyjściem na trasę ksiądz w czasie homilii powiedział, by spotkać i na nowo zakochać się w Jezusie. Na szlak św. Antoniego wyszłam sama. To było dla mnie cenne doświadczenie, by z Jezusem przełamać pewne lęki. Nie czytałam wcześniej rozważań. Z każdą koleją stacją czułam, że te rozważania są o mnie i do mnie. Piękne gwieździste niebo nocą i cisza komponowały się z krajobrazem po nawałnicy: połamanych drzew, pustej przestrzeni i ogromnej ilości drewna, a to wszytko przy mroźnej i momentami wietrznej aurze. Tego nie da się opisać, to trzeba przeżyć. Jak Bóg da: to za rok kolejna EDK


Magda: Długo się zastanawiałam, czy w tym roku w ogóle iść na EDK. Pogoda była brzydka, przyjaciółka z którą miałam iść się rozchorowała. Chciałam jednak zostać w domu, bo wiedziałam, że jak pójdę to nie będzie łatwo, sama w nocy, w ciszy, dodatkowo tak brzydka pogoda, a przecież mogę pójść za rok- pomyślałam. Jednak kilka dni przed Ekstremalną zaczęłam się zastanawiać właściwie, dlaczego mam nie iść? Przecież w zeszłym roku dałam radę, to w tym mam nie pójść, bo jest trochę zimno? Stwierdziłam, że to przecież Droga Krzyżowa i nie może być miło i przyjemnie. tak więc zdecydowałam, że pójdę na trasę św. Antoniego. Spakowana, ciepło ubrana ruszyłam na naprawdę Ekstremalną drogę Krzyżową. Pierwsze kilometry były dość łatwe, chociaż im dłużej szłam, tym było zimniej. Musiałam zmierzyć się z ciszą, ze swoimi słabościami i wiedziałam, że jedyną Osobą, na której mogę polegać jest sam Pan Bóg. Po około 20 km niełatwej drogi poczułam się bardzo słaba. Na chwilę przystanęłam i nie wiedziałam czy iść dalej, czy usiąść i odpocząć, a może wrócić z powrotem do Orlika, bo było to bliżej niż do Wiela. Mijali mnie inni ludzie, a ja w chaosie myśli "za" i "przeciw" zdecydowałam, że wracam do klasztoru. Modliłam się, żebym resztkami sił, cała wróciła na miejsce. Bogu dzięki- udało mi się. Mimo, że drogi krzyżowej nie ukończyłam, bo nie doszłam do Wiela, to była dla mnie duża lekcja przede wszystkim pokory i podjęcia słusznej decyzji, bo okazała się, że miałam wysoką gorączkę. Teraz wiem, że nie musiałam iść do końca, ale liczyło się to czego nauczę się w czasie tej pięknej, chociaż ekstremalnej drogi krzyżowej.
s. Gaudia: W tym roku szłam trasą św. Rity. Pierwszy raz mogę powiedzieć, że byłam na EDK. Teoretycznie trzeci rok już szłam, ale teraz było ekstremalnie. Z Dziemian wyszliśmy ostatni i pierwsze 4 stacje byłam zdenerwowana. Szliśmy bardzo szybko, wyprzedzaliśmy ludzi jak na autostradzie. Po 4 stacji pierwszy raz się przewróciłam i pomyślałam: Gaudia stop! o co ci chodzi? pan Jezus mi pokazał, ze nie jest istotne jak szybko przejdę Tę Drogę. Ale ja Go nie słuchałam. Od VIII stacji zaczęło robić mi się słabo, miałam czołówkę za bardzo zaciśniętą, doszedł ból kręgosłupa. Po X stacji już szło mi się dobrze. bardzo się ucieszyłam, że moja mama, (którą pozdrawiam) też szła na trasę św. Franciszka, podobnie jak wielu znajomych :) Obecnie czuję się dobrze! W skrócie szedł ze mną Pan Jezus i to On niech będzie uwielbiony! To On z krzyża patrzy na nas z MIŁOŚCIĄ!.

s. Faustiana: W Ekstremalnej Drodze Krzyżowej brałam udział już po raz trzeci. tym razem ruszyłam w liczącą 55 km trasę św. Rity.Co szczególnego wydarzyło się w tę noc?
Zacznę od tego, ze piesze wyprawy są bardzo bliskie mojemu sercu. Lubię właśnie taką aktywność fizyczną, a czas spędzony na świeżym powietrzu pozytywnie wpływa na moją kondycję. Dosyć wstępu :) 
W poprzednich latach dłuższe trasy nie przekraczały moich fizycznych możliwości. Stąd czegoś mi brakowało- trudniej było wejść w przeżywanie męki Jezusa. Nie chciałam przeżywać Drogi Krzyżowej jedynie jako spaceru. W tym roku  była zupełnie inaczej. Dłuższa trasa to więcej czasu sam na sam z Bogiem. Z kolei większa ilość kilometrów sprawiła, że chyba po raz pierwszy poczułam, co to znaczy Ekstremalna droga Krzyżowa. na trasie przeżywałam kilka trudnych momentów. I to właśnie one były najpiękniejsze. Kiedy czułam, że nie dam rady pomyślałam: "Panie Jezu nie potrafię skupić się na rozważaniach, w duszy zamiast ciszy niemalże burza, nie umiem dać Ci nic innego, Niech więc każdy krok będzie jednym << kocham Cię>>; A kiedy było trudniej... liczyłam podwójnie. Łączenie trudów z miłością Jezusa okazało się zbawienne. A kiedy wszystko wydawało się bez sensu, po prostu przytuliłam się do swojego krzyża. Niesamowite przeżycie... Teraz już wiem, że nic nie mogę sama z siebie. Wszystko jest w rękach Jezusa, który wie, co jest dla mnie najlepsze w każdym czasie.
W darze doświadczenie, że moc rzeczywiście doskonali się w słabości bądź uwielbiony Panie.
s. Oliwia: W tym roku wybrałam się na EDK z zastanowieniem: po co w ogóle na nią chodzę? co mną kieruję? czy to naprawdę chęć powierzenia Panu Jezusowi? A może priorytetem jest chęć sprawdzenie się, dotarcia do granic swoich możliwości, czy nawet sama intencja- choć przecież pobożna... Powodów mogę być tysiące od najbardziej trywialnych po te wzniosłe i godne pochwały, a jednak... niewłaściwe.
Dla mnie każda droga krzyżowa, i te odprawiane co piątek w Wielkim Poście i te indywidualne a także EDK, powinny mieć jeden motyw: bycie z Jezusem w najtrudniejszym momencie Jego życia. Czy nie tego wymagamy od przyjaciół? Czy nie po tych ich poznajemy?
W tym roku mimo wiatru i ogromnego mrozu szło mi się lekko. Rozważania były dla mnie rachunkiem sumienia, pytaniem o determinacje w podjętych decyzjach, o wierność i o owoce moich wyborów oraz działań. Pan Bóg przeprowadził ze mną trudną rozmowę w delikatny sposób, tak, że nawet nie odczułam jej ciężaru.  tak samo było z drogą- wziął na Siebie cały ten trud, ja miałam tam tylko być, z Nim i dla Niego.
Pozwolił mi zobaczyć, że nic nikomu nie muszę udowadniać, a co ważniejsze nie muszę niczego udowadniać sobie. To co najważniejsze i tak zostaje między nami.
s. Jonasza: Tegoroczna Ekstremalna Droga Krzyżowa była dla mnie wyjątkowa. Najpierw kilka dni przed "Ekstremalną" dowiedziałam się, że siostra z którą miałam iść jest chora, że nie może mi towarzyszyć w tym roku ( dwa poprzednie lata szłyśmy razem). Pomyślałam sobie wtedy, że sama nie idę. Pan Jezus tak wszystkim pokierował, ze inna siostra zaproponowała mi, ze może pójść za mną i zgodziłam się. Podczas drogi słabo świeciła mi czołówka. To bardzo utrudniało drogę. Szłam najkrótszą trasą, za Orlikiem miałam kryzys i trzymał mnie do samego Wiela. Stopy bolały, do tego plecy, chciało mi się tylko płakać, ale szłam. Szłyśmy razem z moją siostrą. Przez całą drogę ściskałam mocno mój krzyż i w głowie miałam ciepłe słowa jednej pieśni: "Moja siła, jedynie w znaku krzyża". Choć było bardzo trudno, bo szłyśmy dość szybko, to wiedziałam, że Pan Jezus mnie prowadzi, że On mi pomoże- no i pomógł- dał mi "Szymona", którym była siostra z którą szłam. Podczas każdej Ekstremalnej Drogi Krzyżowej Pan Jezus pokazuje mi, że z Nim jestem w stanie znieść i osiągnąć bardzo dużo, że z Nim mogę przekraczać siebie. Ale muszę oddać  Mu się cała. Jemu zawierzyć, dać się Mu poprowadzić i osobie, którą On stawia przy mnie.

s. Joana: W tym roku miałam opory, aby w ogóle wyruszyć na EDK. Wizja doświadczenia trudu, bólu i zmagania się z własnymi ograniczeniami zniechęciła mnie na tyle, że postanowiłam, iż pójdę tylko na najkrótsza trasę, którą dobrze znam i jest adekwatna do mojej kondycji fizycznej. Choć nie ukrywam, że budziła moje zainteresowanie nowa trasa św. Rity, która niestety była najdłuższa. Dwa- trzy dni przed EDK moja ciekawość wygrała i stwierdziłam, że idę na trasę św. Rity. Wychodziłam z założenia, że przejdę tyle ile dam radę i najwyżej ktoś po mnie przyjedzie. Wątpiłam, iż pokonam całe 55 km. To było ponad moje siły. Do plecaka włożyłam koc termiczny, a przed wyjściem zabezpieczyłam sobie transport na trasę. Na trasę wyruszyłam z jedną z sióstr. Pierwsze kilka stacji pokonałyśmy w dość dobrym tempie. Szło mi się o dziwo dość dobrze, choć byłam trochę niewyspana, a na dworze był mróz i wiatr. Od wyjścia z kościoła moje myśli krążyły wokół miłości Boga do mnie i mojego otwierania się na tę miłość. Jednocześnie przypominały mi się słowa ostatniej pieśni jaką zagrał organista "Jezus ufam Tobie"- no i pytanie czy ufam? Tegoroczne rozważania dotyczyły różnych relacji, otwartości, bliskości i bezbronności. Było to dla mnie swoistą wędrówką w głąb siebie i odniesienia tego do Boga. Warto dodać, że w poprzednich edycjach EDK byłam na tyle zmęczona, iż nie potrafiłam się zatrzymać na rozważaniach. W tym roku szło mi się wyjątkowo dobrze. Z kolei widziałam, że siostra z którą pokonywałam trasę zmaga się z wieloma trudnościami i każdy krok sprawia jej ból. Gdy dochodziłyśmy do stacji XI siostra ta rozważała czy dalszej trasy nie pokonać asfaltem. Z uwagi, iż czułam się dość dobrze, zaproponowałam, że poniosę jej plecak i spróbujemy pokonać trasę EDK, tak jak jest wyznaczona i dotrzemy do Wiela razem. Przy wspomnianej stacji miałyśmy już pokonane 42 km. Od tego momentu szłam niosąc dwa plecaki: swój i siostry. Gdy ta informacja do mnie dotarła wzruszyłam się ogromnie. Wiedziałam, że ja nie idę sama, tylko jestem niesiona przez Boga. Moje ludzkie siły to przekraczało. Tym o to sposobem obie dotarłyśmy do Wiela. Ostatnie km były już też dla mnie trudne. Widok kościoła we Wielu stanowił dla mnie pokusę, aby to w nim odmówić rozważani stacji XIV. Nastąpiła chwila wątpliwości a potem decyzja. Idę na Kalwarię, walczę do końca. Przy ostatniej stacji byłam o godz. 11.00.  Jednak w tym momencie czas nie miał znaczenia. Czułam że zwyciężyłam. Zwyciężyłam  razem z Jezusem. Stało się to możliwe dzięki temu, że otworzyłam się na Jego działanie. Jestem przekonana, że ja nie byłabym w stanie pokonać tej drogi sama. To przekraczało moje możliwości, ale z Nim stało się możliwe.



2 komentarze:

  1. Przepiękne świadectwa, az się wzruszyłam kochane siostry. Jesteście wielkie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Siostry z Orlika pokazujecie kim jest dla Was Bóg.Czytalam ze wzruszeniem i dziękuję ze jesteście.Dzieki Wam i ja pójdę za rok.

    OdpowiedzUsuń