czwartek, 6 kwietnia 2017

Daję Tobie co niosłam w sobie- EDK 2017

Ekstremalna Droga Krzyżowa Dziemiany za nami. Nadszedł czas aby podsumować to niezwykłe wydarzenie. Wszystkie siostry z naszej wspólnoty na czele z siostrą Mistrzynią, które wyruszyły z Dziemian, szczęśliwie dotarły do Wiela (7 nowicjuszek i 4 postulantki). 
Pierwsza na Kalwarii Wielewskiej pojawiła się s. Faustiana- około godz. 5.00, ostatnia s. Joana :) Do wyboru były dwie trasy: 41 km i 28 km. Choć droga jedna to przeżycia różne. 
Oto niektóre z nich:
Sylwia: 41 km marszu nocą w skupieniu- to dla mnie dobry czas, by pozwolić mówić Jezusowi do mnie. Nie ma żadnych "przeszkadzaczy". Przekraczałam wielokrotnie własne "nie mogę" czy "nie mam sił". Był odcinek na trasie, który ofiarowałam w intencji osób konających, aby ulżyć im w cierpieniu. Tegoroczna EDK to dla mnie początek czegoś nowego.
s. Petra:  "Ekstremalna droga krzyżowa po raz drugi"
W tym roku również zdecydowałam się ruszyć drogą św. Antoniego która liczyła 28 km. Trasa była zupełnie inna niż w ubiegłym roku. Dla mnie naprawdę była ekstremalna, mimo ciepłej gwiaździstej nocy i świadectwa tylu ludzi, którzy szli razem ze mną. 

Ważnym dla mnie momentem była stacja, gdy Szymon z Cyreny pomaga nieść Krzyż Panu Jezusowi. Poczułam wtedy, że ja na tej drodze pomagam Panu Jezusowi nieść Krzyż grzechu, nie tylko mój ale także innych ludzi. Wtedy poczułam wielką radość, że idę i robię to dla Niego i czułam, że Jezus też się cieszy. Później krok za krokiem następował kryzys, ból, zniechęcenie, pytanie czy iść dalej czy zostać już w domu, w Orliku. Wtedy 5 stacja drogi krzyżowej i uczucie, że Pan Jezus pragnie ode mnie więcej. Zmobilizowały mnie do pójścia dalej siłą Jezusa, którą mi dał, a także słowa, "Moja siła jedynie w znaku Krzyża", które miałam na ustach pokonując najtrudniejsze momenty. Z wielką radością i wzruszeniem dotarłam do ostatniej stacji Jego i mojej drogi w budzącym się nowym dniem ze  śpiewem ptaków i unoszącą się mgłą na Jeziorze Wielewskim. Cała wzruszona i zmęczona, ale ogromnie wdzięczna Jezusowi, wróciłam do domu. Boże, bądź uwielbiony za tę wspólną drogę, ale przede wszystkim za to, że kiedy ja w siebie nie wierzę, Ty zawsze we mnie wierzysz i dodajesz sił.


s. Jonasza: W tym roku droga była naprawdę Ekstremalna! Szłam krótszą trasą- 28 km. Było naprawdę ciężko. Od VI stacji walczyłam z bólem pleców, pęcherzami na stopach i bólem nogi. Przed stacją IX miałam kryzys, chciałam już zostać w domu w Orliku  (przy klasztorze była stacja IX) Ale ostatecznie po długiej walce ze sobą poszłam dalej. Od tamtego momentu to nie ja szłam, to sam Jezus mnie niósł, to On stawiał następne kroki. To On dał mi siłę, żebym pokonała święte schody i przeszła całą Kalwarię Wielewską i wreszcie to On dał mi siłę abym ukończyła tę Ekstremalaną Drogę Krzyżową  przed Nim, przed Panem ukrytym w Małym Białym Chlebie. Nie sądziłam, że dam radę, ale Jezus Kolejny raz mi pokazał, że dla Niego nie ma  rzeczy niemożliwych.
s. Wincenta: Moja siła jedynie w znaku krzyża te słowa towarzyszyły mi od połowy EDK, kiedy powoli zaczynało mi brakować sił. Od VIII stacji wejście pod jakąkolwiek górę było dla mnie ogromnym bólem. Miałam momenty, kiedy myślałam, że usiądę, zacznę płakać i nie dam ani jednego kroku dalej. W końcu uświadomiłam sobie, czemu tak jest. Chciałam tę drogę przejść opierając się wyłącznie na własnych siłach, a nie na Jezusie. Na początku mnie to zasmuciło, ale potem dotarło do mnie, że mogę to przecież jeszcze zmienić. Wtedy zaczęłam prosić, żebym każdy krok umiała postawić z Nim i pozwoliła się Jemu poprowadzić. Nie zmniejszyło to mojego zmęczenia ani bólu, ale myśl o tym, że nie idę sama (nie chodzi o tłum ludzi obok) sprawiła, że mimo wszystko cały czas szłam. 
Jestem pewna, że do XIV stacji doszłam dzięki złapaniu się Jezusa... i siostrze, która szła obok i pomimo milczenia była dla mnie ogromnym wsparciem.
Marika: To była moja pierwsza EDK i zdecydowałam się na krótszą trasę. Przygotowane rozważania były kompatybilne z moim zmaganiem. Poprzez nie usłyszałam " coś" dla siebie, co było przełomowe a jednocześnie oczywiste.
"Moja droga" parafrazując ks bp R. Kasynę to "parę kroków do przodu" ciągle na nowo, aż do... Wiela. Był też niespodziewany dłuższy postój w Orliku i wyjazd po kogoś na trasę. I to przeżyłam bardzo w sobie, że mam Bogu oddać swój czas i plan tej nocy i całego życia- oddać siebie. Cisza, modlitwa, doświadczenie wspólnej drogi, budujące postawy uczestników wokół- działo sie! Bogu dzięki!
s. Oliwia: Szłam na EDK drugi raz- wiedziałam, że fizycznie jestem w stanie przejść nocą ponad 40 km. Na początku szło mi się bardzo dobrze, niemal odprężająco- było ciepło tak, że szłam w samym swetrze, wokół pełno ludzi, świateł. Moja myśl była jedna: "Panie Boże, proszę złam mnie, bo za dobrze mi się idzie".  Od VII stacji, kiedy wyjęłam swój krzyż z plecaka i niosłam go w rękach zaczęły mnie boleć stopy i kostka. Pojawiła się myśl, aby tylko dojść do Orlika, bo z taką kostką dleko bym ni uszła. Te dwie stacje pomogła mi przejść Maryja- byłam na IV stacji, spotkałam Ją, dała mi siłę by iść dalej. Prz stacji IX kostka bolała mnie nadal, ale postanowiłam iść mimo to: ból sam przeszedł to niech sam odejdzie. Każdy kolejny metr był walką z bólem. Nie wiem dokładnie kiedy przestała mnie boleć kostka, ale za to coraz bardziej odczuwałam stopy. Po X stacji zaczęłam odliczać do następnych. Na myśl o schodach na Kalwarię miałam łzy w oczach. We Wielu niemal się popłakałam i nie wiem czy z bólu czy dlatego, że już prawie doszłam. Przejście wzdłuż jeziora było straszne: byłam tak blisko, a jednocześnie tak daleko. Gdyby nie towarzystwo dwóch sióstr pewnie bym gdzieś po drodze skapitulowała. Równocześnie z walką ze swoimi słabościami pojawiła się walka związana z rozważaniami Drogi Krzyżowej, z własnymi myślami i przeżyciami. Dowiedziałam się, że nie jestem tak silna jakbym chciała być i że prawdziwą siłą jest Bóg bo moje własne wyczerpały się przy VII stacji. 

Justyna: Tegoroczną EDK przeżyłam inaczej niż w ubiegłym roku. To było długie wyczekiwanie i przygotowania, pomoc w weryfikacji tras. Nadszedł w końcu ten dzień. Zaskoczył mnie ogromny tłum ludzi, którzy nie zmieścili się w kościele na Mszy a później spokojnie ruszył Drogą Krzyżową. Byłam wzruszona każdym człowiekiem niosącym zrobiony własnoręcznie krzyż. Szczególnie w pamięci zapadł mi dwudziestokilkuletni mężczyzna, który trzymał krzyż tuż przed sobą- tak jakby był przez niego prowadzony. Z rozważań bardzo trafiły do mnie trzy stacje: I w której dostrzegłam jak łatwo "skazujemy innych na śmierć swoim szybkim osądem, III gdzie upadek nazwano nieodłączną częścią eksperymentu, przekraczania siebie i IV w której opisana była historia Łukasza i jego żony która go wspierała w wyzwaniu jakie sobie postawił. Droga bardzo mi się dłużyła, najtrudniej było mi na odcinku Orlik- Wiele, gdzie za sobą musiałam zostawić ciepłe łóżko, które bardzo mnie kusiło :) Skończyłam z bolącymi stawami, pęcherzami ale szczęśliwa i wdzięczna Bogu za to, że dał mi siły na tę drogę, która była trudna, ale i niezwykle piękna Tego nie da się dobrze opisać. To trzeba przeżyć.

5 komentarzy:

  1. Duma i pokora pięknie się przeplata

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuje siostrom, które spotkałem na drodze. Przez pewnien odcinek szliśmy w grupce, dwie siostry i trzech panów razem ze mną. Doszliśmy tak aż do Orlika. To był trudny dla mnie odcinek, bo przed nim miałem kryzys. Z siostrami szło się bardzo dobrze bo narzucały tempo, które było szybkie ale dla mnie idealne. Czułem też że nie idziemi sami, że jest z nami Jezus. Jeszcze raz dziękuję. To były piękne chwile.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tak jak doświadczenie wspólnoty, razem jest łatwiej. EDK przywraca wiarę w Boga i w samego siebie. Niech nasz Mistrz Panu błogosławi!

      Usuń
    2. Chyba wiem co to za siostry, byłam jedną z nich :) Pan Bóg działa też przez "przypadkowe" spotkania, chwała Mu za to!
      Pokoju i dobra!

      Usuń